Dobiegała końca II wojna światowa, do Łabowca w gminie Łabowa również docierały informacje o marszu Armii Czerwonej na zachód. Wraz z tymi wiadomościami Łemkowie odbierali niepokojące wieści o planowanych przesiedleniach ludności ukraińskiej do ZSRR. Już w czasie wojny niektórzy Łemkowie wyjeżdżali na Ukrainę w ramach wymiany ludności. 21 stycznia 1945 wojska radzieckie wyzwoliły Łabową w ramach operacji karpackiej. Granicę południową Polski w rejonie Przełęczy Tylickiej przekroczyli żołnierze 1. Armii gwardii gen. płka Andrieja Greczki (4. front ukraiński), którzy nacierali na cofające się szosą z Krynicy na Nowy Sącz oddziały niemieckie. Łabowa kilkakrotnie znalazła się pod obstrzałem artyleryjskim i była bombardowana z samolotów. W okolicznych lasach znajdował się zrzucony wcześniej desant radzieckich żołnierzy, a wiadomości o mających nastąpić wysiedleniach Łemków na tereny ZSRR były nadal rozpowszechniane. Od stycznia stacjonowały w Łabowej oddziały radzieckich żołnierzy, którzy prowadzili agitację na rzecz wyjazdu mieszkańców narodowości łemkowskiej i ukraińskiej, malując przed nimi świetlane życie pełne dostatku i dobrobytu. W Łabowcu dowódcą oddziału był Byczyński. U brata sołtysa Kopylczaka stacjonował lekarz wojskowy Wasyl Sawiuk. W gajówce w Łabowcu mieszkała z dziećmi Janina Matyjewicz, wdowa po zastrzelonym przez Niemców w Młodowie w 1944 r. gajowym w lasach Stadnickiego Adamie Matyjewiczu.
Pewnego lutowego dnia do gajówki weszło dwóch radzieckich żołnierzy z pepeszami, usiedli na ławie, oparli się o pionowo ustawioną broń i siedzieli. I patrzyli na kobiety. W domu była Janina Matyjewicz i dwie młode śliczne córki – 15-letnia Ewa i 14-letnia Basia. Żołnierze nie wzbudzali sympatii, byli nieprzyjemni, ani młodzi, ani starzy. Jeden szczególnie wydawał się wstrętny kobietom, wysoki, chudy, ponury, ze spróchniałymi zębami. Nazwały go Nieznanym. Żołnierze siedzieli nieruchomo, czekając zapewne tylko na okazję. Ich wizyta zaczęła się przedłużać, zrobiła się już późna pora, kiedy do gajówki weszło znów dwóch żołnierzy radzieckich.
– Czy możemy u was zostawić zabitego rogacza? – zapytał jeden z przybyłych.
Jak się później okazało był to Wasyl Sawiuk, lekarz wojskowy z oddziału stacjonującego w Łabowcu. Doktor od razu zauważył siedzących na ławie żołnierzy. Doskoczył szybko do nich, krzyczał na nich, wyklinał, widać było, że był bardzo wzburzony i rozsierdzony, żołnierzy traktował ostro. Dzięki interwencji doktora żołnierze z ociąganiem opuścili gajówkę.
– Boże, dobrze, że trafił się nam ten doktor, bo różnie mogło być, źle z oczu patrzyło tym żołnierzom – westchnęły z ulgą kobiety w gajówce.
Odchodząc, doktor przykazał im się zamykać i nie wpuszczać nikogo. Widać było, że posądził je również o lekkomyślność. W takich to okolicznościach Janina Matyjewiczowa z gajówki poznała wojskowego lekarza Sawiuka. Dzięki tej znajomości wyleczyła później chore nerki. Doktor szybko zdiagnozował chorobę i przyniósł jej skuteczne lekarstwo zabrane z pewnością z wojskowych zapasów. Ewa wpadła doktorowi w oko, który zabiegał o jej względy. Pisał po wojnie do niej listy, ale matka nie pozwoliła na tę znajomość i listy przestały przychodzić.
W Łabowcu mieszkańcy postanowili, że wszyscy wyjadą na Ukrainę. Jeśli muszą jechać, to należy się trzymać razem, w grupie czuli się raźniej, nijak zostać i być Polakiem. Gdyby została część wsi, to musiałaby żyć wśród Polaków w mniejszości. Nie wyjechała tylko rodzina gajowego Florka Połyniaka. Połyniak zmarł w lutym 1947 r. w rodzinnym Łabowcu. Wcześniej w styczniu tego roku zmarła jego matka Aleksandra. Po wojnie wrócili do Łabowca wcieleni do Armii Czerwonej bracia Chowańcowie, Józef i Szymon. Nie zastali swojej rodziny, wyjechali na Ziemie Odzyskane.
Rosja Radziecka poprzez swoich agitatorów wabiła świetlaną przyszłością i dobrobytem, apelowała do uczuć narodowych, kusiła, obiecywała, że wszyscy będą jadać same bułki, bo ziemie ukraińskie rodzą wspaniałą pszenicę. Zabierano dlatego ze sobą blachy do pieczenia bułek. Pewien stary Łemek powiedział jednak do Matyjewiczowej:
– No, dadzą im bułki. Zagonią wszystkich do kołchozów.
Inni też się wahali, deliberowali, zastanawiali, co robić. Głosy były różne.
– Ciągle nas nachodzą partyzanci, czasem nie wiadomo jacy, czy to polscy, ruscy, czy zwykłe bandy.
– W Uhryniu spalili Kobanich, zrabowali im dobytek. Nigdy nie wiadomo, kto zastuka w nocy do okien.
– Zostaniemy wśród Polaków, inni wyjadą. Naszych nie będzie.
– Nijak byty Polakom.
– Na Ukrainie jest dobrobyt, ziemia rodzi pszenicę, tutaj ziemia jest marna, nic nie mamy.
– Ale tutaj pochowani są nasi przodkowie!
– Mówią, że jak zostaniemy, nie wolno nam będzie chodzić do cerkwi.
Żegnano ubogie kąty domów rodzinnych, nieurodzajne ziemie Łabowca, śliczne góry, lasy, polany leśne, znajome krajobrazy, które dobrze poznali i pokochali, tu mieszkali przeszło czterysta lat. Tu było wszystko znajome, swojskie, z czym dusza każdego mieszkańca zżyła się, czym przeniknęła na wskroś. To była ich Łemkowyna, mała ojczyzna. Żegnano zatem chaty, ziemię, sady, znajome ścieżki i drzewa. Miedze, zagony, małe poletka uprawne. Już po wojnie przyjechał do Łabowca syn Marczaka zobaczyć Łabowiec, za którym tak tęsknił jego ojciec. Nie mógł jednak zrozumieć za czym ojciec tęsknił – Co on tu miał? Same góry! Jak oni tu żyli? Syn nie rozumiał, że ojciec opuścił Łemkowynę, ale ona nigdy go nie opuściła, pozostała z nim na zawsze zrośnięta.
Przed wyjazdem na Ukrainę w maju 1945 r. zorganizowano pożegnanie. Jeden z żołnierzy miał aparat fotograficzny i robił zdjęcia. Mieszkańcy jednak niechętnie się fotografowali. Na grupowym zdjęciu stoi niewiele osób. Podczas pożegnania nie zabrakło bimbru. Niektórzy sobie nie żałowali, pili dużo, we wsi zrobiło się głośno. Jeden żołnierz, zabawiając się bronią, strzelał z drogi do Chrystusa umieszczonego w przydrożnej wiejskiej kapliczce niedaleko domu sołtysa. Wizerunek Chrystusa podziurawiony kulami przechylił się i wisiał na gwoździu. Strzelającym do Chrystusa żołnierzem był jeden z dwóch żołnierzy z gajówki, tych czekających z pepeszami. Ten wysoki, chudy, ze spróchniałymi zębami, którego dziewczęta z gajówki nazwały w myślach Nieznany. Wojna mu nie była straszna, niczego się nie bał. W końcu Boga nie ma, strzelał zatem tylko do kawałka drewna, który miejscowi nazywali Bogiem i zamknęli w kapliczce, oddawali pokłony, przynosili kwiatki z łąki, modlili się, a przejeżdżając zdejmowali czapkę i zamaszyście się żegnali. Śmiał się przy tym głośno, aby dodać sobie odwagi. Na jego twarzy odbijało się jak w lustrze zadowolenie zmieszane z okrucieństwem. Miejscowi patrzyli z przestrachem na żołnierza, byli zgorszeni jego postępkiem. Kapliczką opiekowała się rodzina Kopylczaków i bardzo o nią dbała.
– Boga się nie boi – szeptali.
– Ale to nasza swiataja kapliczka!
– A to, zbereźnik jeden, upił się i strzela.
– Taki postępek nie pozostanie bez kary! – pobożna sąsiadka sołtysa nie kryła oburzenia.
Strzelanie do wiejskiej kapliczki było bulwersującym mieszkańców akcentem na pożegnanie z Łabowcem. Nastał czas wyjazdu. Jechali furmankami, wieziony na wozach dobytek był niewielki. Wieś opustoszała w maju 1945 r. Łabowczanie osiedlili się początkowo w Tarnopolskiem. Wyjechali i nie było już w Łabowcu Marczaków, Szwajków, Dzikich, Nowackich, Szarszoni, Jedynaków, Śmietanów, Kopylczaków, Ptaków, Sobczaków, Rusinków, Tarasów, Gburów. Cicho i pusto zrobiło się w dolinie. Rankiem nie unosiły się dymy z kominów, nie skrzypiały wrota do stodół ani żurawie studzienne. Na polach nie śpiewały wieczorami dziewczyny, nie pasły się krowy na łąkach.
W domu sołtysa zamieszkała rodzina Matyjewiczów. Ewa wyszła za mąż, a jej mąż dbał o kapliczkę, naprawił uszkodzony wizerunek Chrystusa, zrobił nowy daszek, pomalował i przez lata dokonywał drobnych napraw i remontów. Kapliczka przetrwała i dalej stoi w tym samym miejscu. Chrystus nosi ślad kuli sowieckiego żołnierza od 1945 r. To wydarzenie z czasów wojny zapadło na zawsze w pamięci Ewy, która widziała strzelającego do Chrystusa żołnierza. W dwadzieścia lat po wojnie wydarzyło się coś, co Ewa nie może sobie do dzisiaj wytłumaczyć. W porze południowej wyszła po koperek, który rósł w tym roku na zagonie koło kapliczki. Po reformie rolnej pole z kapliczką należało do ich gospodarstwa. Kiedy już wracała z zieleniną, zobaczyła klęczącą pod kapliczką postać. Był to siwy, wysoki mężczyzna, który klęcząc, podnosił ręce, a potem opuszczał je w dół, a głowę schylał do ziemi i tak leżał. Szloch wstrząsał jego ramionami. Z daleka postać pod kapliczką łabowczańską przypominała Ewie z postawy postać Nieznanego. Patrzyła długą chwilę, ale oprzytomniała i przypomniała sobie o obiedzie. Wróciła na chwilę do domu, obiecując sobie sprawdzić niebawem, co robi pod kapliczką nieznajomy mężczyzna. Kiedy ponownie wyszła z domu, pod kapliczką nie było nikogo. Sprawdziła, czy ktoś idzie drogą, czy może odjeżdżał samochód, ale niczego nie zobaczyła. Pytała potem sąsiadów, ale nikt nie zauważył nikogo idącego drogą. Mężczyzna spod kapliczki rozpłynął się w powietrzu, znikł. Bała się, że był tylko jej wymysłem, wzrokowym omamem w południowym ostrym słońcu. Jednak silne poczucie realności tej tragicznej sceny pozwala jej w to wątpić. Często powraca do niej wspomnienie z gajówki: Nieznany siedzi na ławie, patrzy nieruchomo na kobiety. Potem Ewa słyszy strzelaninę na pożegnanie Łabowca, widzi dokładnie, kto strzela, potem staje z siostrą do pamiątkowej fotografii, na której nie ma żołnierza strzelającego do Chrystusa. Ale jest doktor Sawiuk, trzyma ją pod rękę. Na koniec nachodzi ją wspomnienie tragicznej postaci pod krzyżem. Kto to był? Chyba pozostanie do końca w niepewności, a skrucha i łzy grzesznika pozostaną jego tajemnicą na zawsze.
Na podstawie wspomnień Ewy Ćwiklińskiej napisała Celina Cempa
Ostatni łemkowski sołtys Łabowca Kopylczak z rodziną. Od lewej stoją: Marysia Kopylczakówna (w czasie wojny uczyła się w Seminarium Nauczycielskim w Krynicy), parobek sołtysa NN, sołtyska z małą córką Oleńką, Salka Kopylczakówna trzyma za rękę dziewczynkę z sąsiedztwa (Ptakówna). Siedzi sołtys Kopylczak. Łabowiec 1945. [w]: Ziemia Łabowska pod red. Celiny Cempy i Jerzego Chronowskiego, str. 90.
W środku na krześle siedzi dowódca Byczyński. Jako pierwszy żołnierz od prawej stoi lekarz Wasyl Sawiuk i trzyma pod rękę Ewę, z drugiej strony Ewy stoi Marysia Kopylczakówna, córka sołtysa. Pierwsza z lewej stoi Basia Matyjewiczówna, następnie Szwajkówna i Hania Marczak. Łabowiec 1945. [w]: Ziemia Łabowska pod red. Celiny Cempy i Jerzego Chronowskiego, str. 90.
Od lewej Salka Kopylczakówna. Ewa Matyjewicz, Basia Matyjewicz, Marysia Kopylczakówna, sołtys przy rowerze. Łabowiec 1945. [w]: Ziemia Łabowska pod red. Celiny Cempy i Jerzego Chronowskiego, str. 91.
Kapliczka w Łabowcu, wiosna 2015. Fot. Celina Cempa.
Kapliczka w Łabowcu, wiosna 2015. Fot. Celina Cempa.
0 komentarzy